Odkryłam w domu składowisko wspaniałych, kolorowych plakatów. Takich z grubego papieru, jeszcze pachnących farbą drukarską, ach... Przetwarzanie takiego surowca było czystą przyjemnością.
Bransoletek powstało sporo, ale zaskakująco szybko się rozeszły :) Dlatego z aparatem udało mi się przyłapać tylko dwie.
Co do technologii, wciąż ją udoskonalam. W poniższych bransoletkach każdy element został polakierowany oddzielnie, więc było sporo roboty. Na szczęscie efekt jest superowy, więc nie żałuję.
Drugim, boskim surowcem okazały się opakowania. Jakie? Tajemnica! Powiem tylko, że na pewno znajdziecie je w każdej kuchni :)
Jestem zaskoczona, jakie te bransolety robią wrażenie na znajomych - sporo z nich myśli, że są metalowe (więc wyobraźcie sobie zaskoczenie, gdy uświadamiam ich co jest prawdziwym surowcem :D). Lubię je bardzo.
Wiadomo, opakowanie opakowaniu nierówne. Te srebrne matowe nie bardzo lubią wodę, w przeciwieństwie to tych srebrnych błyszczących :) A że przeciwieństwa się przyciągają, to razem wyglądają świetnie.
Jest bardzo łatwa do zrobienia. Wystarczy, że odmierzycie długość tasiemek na 2x długości obwodu nadgarstka (+mały zapas), złożycie na pół tworząc pętlę i zapleciecie w warkocz. Węzeł, który zawiążecie na końcu, razem z pętelką tworzą zapięcie. Bardzo proste ale ładne :)